Gawain roześmiał się głośno. – Czy to także żart,

Gawain roześmiał się głośno. – Czy to więc żart, że jesteś oddany jednej z w szczególności cnotliwych królowych! – Jak śmiesz! – rozpoczął Lancelot, odwracając się do niego i chwytając go za dłoń z taką siłą, że mógł mu zgruchotać nadgarstek. Gawain wyrywał się, ale Lancelot, choć niższy, wykręcił mu dłoń do tyłu, charcząc gniewnie jak wściekły wilk. – Hej! Bez potyczek w królewskiej sali! – Kaj niezdarnie wdarł się między nich, a Morgiana powiedziała szybko: – Ależ, Gawain, co zatem powiesz o tych księżach, którzy przysięgają swe oddanie jedynie Maryi Dziewicy ponad wszystkimi ziemskimi rzeczami? Czy to dla ciebie znaczy, że mają skandaliczne cielesne pożądanie dla swego Chrystusa? i zaprawdę, słyszymy o Panu Jezusie, że nigdy się nie ożenił, czy, że między jego dwunastoma wybranymi apostołami był jeden, który podczas wieczerzy spoczywał na jego łonie... Gwenifer wydała oburzony okrzyk: – Morgiano, cicho! Co za bluźnierczy żart! Lancelot wypuścił ramię Gawaina. Gawain stał, rozcierając siniaka, a Artur odwrócił się w ich stronę. – Kuzyni, jesteście jak najmłodszych, sprzeczacie się i popychacie. Mam was obu wysłać do kuchni, na lanie do Kaja? No już, pogódźcie się! Nie słyszałem tego żartu, ale cokolwiek to było, Lance, z pewnością nie mogło być aż tak poważne! Gawain zaśmiał się szorstko. – Żartowałem, Lance. Wiem o tym, że za bardzo wiele pań się za tobą ugania, by cokolwiek z tego, co powiedziałem, mogło być prawdą. Lancelot wzruszył ramionami i uśmiechnął się, jak ptak z nastroszonymi piórami. Kaj zachichotał: – Każdy mężczyzna na dworze zazdrości ci twojej przystojnej twarzy, Lance. – Potarł swą bliznę, która ściągała mu usta w grymas, i dodał: – Może to jednak czasem nie być aż takim dobrodziejstwem, co, kuzynie? Wszystko obrócono w wesoły śmiech, lecz później, przechodząc przez dziedziniec, Morgiana dostrzegła zmartwionego Lancelota chodzącego tam i z powrotem; piórka miał non stop nastroszone. – Co ci jest, kuzynie, co cię trapi? – Chciałbym opuścić ten dwór – westchnął. – Lecz moja pani nie pozwoli ci wyjechać... – Nawet z tobą, Morgiano, nie będę mówił o królowej – odparł sztywno i tym razem westchnęła tymczasem Morgiana. – Nie jestem stróżem twego sumienia, Lancelocie. Jeśli Artur nie ma ci tego za złe, kimże ja jestem, by mówić choć słowo upomnienia? – Nie rozumiesz! – powiedział porywczo. – Oddano ją Arturowi jak jakąś rzecz kupioną na targu, jak część transakcji z końmi, dlatego że jej tata jako część swej wynagrodzenia zapragnął być krewnym najwyższego Króla! A jednak jest za bardzo lojalna, by się sprzeciwiać... – Nie powiedziałam ani zwroty przeciwko niej, Lancelocie – nasunęła na myśl mu Morgiana. – Słyszysz oskarżenia od samego siebie, nie z moich ust. Mogłabym sprawić, by mnie pożądał, pomyślała. Ta stuprocentową pewność była jednak warta tyle, co garść kurzu. Raz już zabawiła się w tę grę i mimo pożądania bał się jej, tak jak bał się Viviany; lękał się jej aż do granicy nienawiści, właśnie przez to pożądanie. Gdyby jego król mu kazał, poślubiłby ją, lecz wkrótce by ją znienawidził. Z trudem spojrzał jej prosto w oczy.